TORTY, URODZINKI I POLSKI HYMN NARODOWY

Kilka dni temu swoje pierwsze urodzinki obchodziła Młodsza Córka. W związki z tym zaczęłam się zastanawiać nad paroma sprawami.
Na pierwszy ogień idą torty. Powoli odchodzimy od trendu „wybajerzonych” masą marcepanową tortów dla dzieci (i nie tylko), tym bardziej, że niektóre pomysły nurzają się w odmętach kiczu. Teraz królują „nagie” torty ozdobione owocami i naturalnymi kwiatami. Jest to jedna z lepszych informacji z kulinarnego świata. W końcu można pozwolić sobie na lekkość, prostotę i lenistwo. Co więcej, taki „nagi” tort nie wymaga specjalistycznego sprzętu cukierniczego i można go zrobić razem ze swoją radosną dzieciarnią! Tort nie wymaga biszkoptu. Bazą tortu może być każde inne ciasto (kruche, półkruche, francuskie, beza itp.), a także mniej oczywiste naleśniki, gofry, wafle i ciastka. Do przełożenia potrzebujemy dżemu, musu owocowego, galaretki (zmiksowane owoce z żelatyną lub agarem dadzą radę) oraz kremów, które wcale nie muszą być skomplikowane, tłuste i słodkie. Kremem może być zmiksowany banan z mascarpone (który jest świetną bazą do tężejących mas), budyń (mleczny lub jaglany) czy krem z ciecierzycy (np. „ciasteczkowy” z kawałkami czekolady lub cieciorella kakaowa). Do przystrojenia, nie będzie to zaskoczenie, wykorzystamy owoce i oczywiście jadalne kwiaty (np. bratki, forsycje). Dla dzieci wspólnie zrobiony tort będzie lepszym prezentem niż najpiękniej wykonana marcepanowa rzeźba z kilogramów cukru i sztucznych barwników spożywczych. Urodziny obchodzimy tylko raz w roku, więc uważam, że warto.
Biorę pod uwagę, że kłopotliwe może być pochwalenie się naszym mało miłym dla oka wyrobem przed rodziną, szczególnie jeżeli impreza ma odbyć się poza domem. Nie jestem fanką restauracyjnych przyjęć na cześć dzieci, które mam wrażenie wcale nie są dla nich, ale rozumiem, że czasem trudno tego uniknąć. W takiej sytuacji niech Wasz tort będzie drugim (którym na pewno będą chwalić się Wasze dzieci) albo zróbcie małą, domową wersję urodzinek. Dzieciaki nigdy nie mają dość dmuchania świeczek.
Na zakończenie słów kilka o ulubionej piosence każdego malucha. Przez niektórych nazywanej polskim hymnem narodowym. Oczywiście mowa o „Sto lat”. Zastanawia mnie czy jej fenomen nie wynika z tego, że jest to jedyna piosenka, którą prawie każdy dorosły śpiewa bez skrępowania. Może warto poszerzać swój repertuar? Śpiewanie działa bardzo odprężająco, łagodzi napięcia i stres. Dzieci kochają śpiewać, a jeszcze bardziej kochają śpiewać z dorosłymi. Jeżeli usłyszycie słowa krytyki od obcych za swój nieczysty zaśpiew podczas nucenia z dzieckiem to pamiętajcie, że to problem krytykującego, a nie Wasz. Wstydzić powinni się tylko chwiejący imprezowicze, którzy akurat za nic mają opinię słuchających. Skoro jestem przy procentach to pozwolę sobie przekazać ostatnią (naprawdę) refleksję. „Szampany” dla dzieci nie są ok. Nie chodzi o słabą jakość tych oranżad. Chodzi o to, czego uczymy nasze dzieci. Alkohol wcale nie musi być nieodłącznym elementem przyjęcia. Nie zrozumcie mnie źle, nie jestem wrogiem alkoholu (przede wszystkim dlatego, że jest świetnym rozpuszczalnikiem w zielarstwie). Sięgnięcie po używkę powinno być indywidualnym, świadomym wyborem dorosłego człowieka, a nie, narzuconym społecznie, elementem przebywania w grupie. Powielając taki schemat ponosimy wspólną odpowiedzialność za choroby i patologie wynikające z uzależnień.
Świętujmy radośnie, a nie tradycyjnie. Sto lat!