GRASZ W ZIELONE?

GRASZ W ZIELONE?

Ja tak i przez długi czas myślałam, że znam zasady. Po lekturze książki Jo Robinson „Dzika strona jedzenia” okazało się, że jednak nie wszystkie. W związku z tym, że sezon trwa w najlepsze postanowiłam nieco przybliżyć Wam to co ostatecznie wiem.

Zielone liście i warzywa liściaste to pierwszoligowiec z grupy super foods. Zawierają moc przeciwutleniaczy, witamin (m.in.: A, E, K oraz foliany i witaminę C) i składników mineralnych (np. wapń, magnez, żelazo). Poza tym są dla nas źródłem błonnika, które pokochają nasze jelita. Są przy tym niskokaloryczne, więc można ich jeść dowolną ilość. Szkoda tylko, że dla wielu osób listek sałaty pod schaboszczakiem to maksymalna dawka dzienna. Dobra, może to zbyt stereotypowe podejście. Jestem przekonana, że Ty drogi Czytelniku nie wpisujesz się w taką przeciętność, bo inaczej w ogóle byś tego nie czytał. I fajnie, bo nie chcę przekonywać do jedzenia liści, chcę opowiedzieć jak je dobrze wybierać, przechowywać i zjadać.

Są dwa podstawowe kryteria wyboru liści: smak i wygląd. Im bardziej gorzkie, cierpkie i kwaśne tym zdrowsze, bo tak właśnie smakują fitozwiązki, witaminy i składniki mineralne (np. wapń jest gorzki, a przeciwutleniacze gorzkie i/lub cierpkie, a witamina C, wiadomo, kwaśna). Jeżeli sprzedawca nie ma ochoty poczęstować Cię kawałkiem sałaty to zawsze zostaje wygląd. Wybieraj liście ciemne np. brunatne, fioletowe, ciemnozielone oraz otwarte i luźno ułożone. Dobre rzeczy produkowane są w liściach przy dostępie słońca, stąd ich śladowe ilości w najmniejszych, wewnętrznych listkach główki sałaty.

Poza sałatami mamy do wyboru inne rośliny jadalne np. rukolę, roszponkę, cykorię, brokuł (jemy kwiat, ale liście też są jadalne), jarmuż, szpinak oraz dzikie: mniszka, babkę, komosę (lebiodę), pokrzywę i inne mniej lub bardziej znane. Każda z nich zawiera nawet więcej fitoskładników niż sałata, a szczególnie bogate są oczywiście dzikusy (warto je zbierać z daleka od uprawianych pól i miejsc uczęszczanych przez ludzi z psami). Poza tym polecam spróbować liści brokuła, kalarepy czy rzodkiewki, a nawet marchewki, bo przecież znamy i lubimy liście kopru, pietruszki i cebuli.

Nie każdy ma możliwość samodzielnego zbioru i/lub uprawy jadalnych liści. Najlepszym wyborem jest wtedy zakup na targu, idealnie bezpośrednio od producenta. Mamy wtedy pewność świeżości produktu. Kupując w markecie wybierajmy liście nie uszkodzone, nie psujące się. Jeżeli kupujemy liście zapakowane szczelnie w folię to wybierajmy te opakowania, które nie są nadęte (nadmuchane folie są pełne dwutlenku węgla, oznacza to, że liście leżą długo i zaraz zaczną się psuć).

Jo Robinson radzi, żeby po przyniesieniu do domu pooddzielać liście, zanurzyć je w zimnej wodzi na 10 minut, a następnie osuszyć (chyba czas kupić wirówkę do sałaty) i włożyć do foliowych woreczków z dziurkami zrobionymi igiełką (ok. 10 dziurek na 1 litr) i szczelnie zamknąć wypuszczając powietrze z wnętrza folii. Ewentualnie można kupić sobie torebki do przechowywania warzyw i owoców.

Jeżeli odrzuca Was gorzki smak to róbcie dressingi z dodatkiem miodu, a sałatki z dodatkiem owoców lub awokado. Mieszajcie bardziej gorzką rukolę z delikatniejszą sałatą masłową i np. słodkimi pomidorami koktajlowymi. Poszarpane na małe kawałki listki dodatkowo wytwarzają przeciwutleniacze w obronie przed szkodnikiem (czyli nami, hehehe). Jeżeli chcecie je poddać obróbce to należy zrobić to krótko (do 5 minut) i w dużej ilości wody (po czym opłukać zimną) lub podgrzać tylko do zmniejszenia objętości liści (poniżej 10 minut) i wkomponować, razem z sokiem, który wyciekł do potrawy.

Jedzmy zielsko, tak szybko przychodzi zima.



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *